Świat w wielkim mieście jest za ciasny. Za ciasny na teatr, za ciasny by marzyć. Ale kiedy dotarłeś już w góry i trafiłeś do Nowicy – to powraca wiara w ludzi. Wrześniowy festiwal Innowica to nie tylko artystyczne wydarzenie, ale prawdziwe spotkanie - życie w innym rytmie. To nie scena - to przestrzeń. W tym roku odbyła się osiemnasta edycja, wciąż tak samo dzika, wolna i prawdziwa jak pierwsza.
Festiwal otworzył spektakl Grupy Teatralnej Balefo „Sajonara, ćpuny!” – brudny, nieokiełznany. Dwójka aktorów – bez scenicznych manier - wrzuciła widzów w świat ulicy, w chaos, w codzienność, która nie daje się wygładzić. Ich słowa ranią i tulą jednocześnie. Mówią o uzależnieniach, o pustce, o potrzebie wspólnoty. Kiedy mówią „sajonara” – to żegnają się nie tylko z nałogiem, ale z całą rzeczywistością, która tłamsi bohaterów.
Wieczorem noc przykryła góry i jakby znikąd pojawił się Kaspar – dzikie dziecko, obce, inne, niezrozumiałe. Kaspar uczy się być człowiekiem, a my patrzymy, jak społeczeństwo stara się wbić go w swoje w ramy. Sceny gwałtowne, piękne, bolesne. Oglądając spektakl Teatru Biuro Podróży miałem wrażenie, że biorę udział w jakimś religijnym rytuale, a jednocześnie w kafkowskim "Procesie", w którym wyrok jest z góry przesądzony.
Drugi dzień to przede wszystkim „DOM”. Historia Nowicy i Przysłupia, opowiadana jak pieśń, jak gawęda przy ogniu. Spektakl w reżyserii Reginy Pazdur - z muzyką na żywo skomponowaną przez męża Macieja Kudłacika i syna Nikodema Kudłacika z udziałem muzyków z Nowicy - Mirka Ładosia i Uschi Will - biorą udział autentyczni mieszkańcy Nowicy - Ci żyjący i Ci co odeszli - opowiada o przesiedleniach, o pamięci, o tym, co zostaje, gdy zabierają ci dom, bo przecież każdy z nas ma gdzieś jakiś dom – nawet jeśli jest tylko wyobrażeniem.
Później film „Be Hippie – Made in Poland”. Polska kontrkultura - kolorowe ubrania, długie włosy, muzyka - przypominający, że hipisowska wolność w Polsce była nie tylko dekoracją tylko buntem przeciwko systemowi. Myślę, że festiwal Innowica też w jakimś sensie jest dziedzictwem kontrkulturowych wartości - wolności, wspólnoty.
Sobotni dzień rozpoczął Sokrates Teatru Małe Mi. Spektakl rodzinny w najlepszym sensie – nie dla dzieci, nie dla dorosłych, tylko dla ludzi - lekki, dowcipny, mądry - pokazujący, że filozofia zaczyna się od dziecięcego „dlaczego?”. Dzieci pytają, a dorośli przypominają sobie, że mieli kiedyś podobną ciekawość i wrażliwość.
W pewnej chwili na drodze pojawiły się dziwne stwory – pół zwierzęta, pół maszyny. Groteskowe, absurdalne, śmieszne, ale w ich oczach dostrzegłem smutek i obraz nas samych. Niemieccy artyści z teatru Foolpool z Monachium zamknęli je na zimę w piwnicy. Gdy z nadejściem wiosny zeszli by je wypuścić dostrzegli, że pojawiły się młode osobniki i powiększone już stado postanowili przepędzić aż do Nowicy. Tak więc jest nadzieja, że życie tlić się będzie nawet w mechanicznej formie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz