Subscribe

RSS Feed (xml)

Powered By

Skin Design:
Free Blogger Skins

Powered by Blogger

23 października, 2016

Krzysztof Czyżewski - Małe centrum świata


Małe centrum świata. Esej Krzysztofa Czyżewskiego.

Nie byłoby świata, tego zaułka w galaktyce, gdzie możliwa jest miłość, bez małych centrów świata.

Wielkie centrum kiedyś było, jedno, przed czasem. Pamięć o nim śpi w wygnaniu człowieka, w śmierci zwierząt i w milczeniu roślin, w skorupach rozbitego naczynia, w iskrach światła skrytych w ciemnej materii, w cierpieniu istnienia. Nasz kosmos stał się pyłem mikrokosmosów i tylko dzięki temu jego rozbicie nie unicestwiło go ostatecznie. Świat przetrwał w tym, co najmniejsze. Świat jest śmiertelnie spragniony małych centrów świata.

Wielkiego centrum nie ma. Jeśli powstaje, to jest zaledwie pokusą Historii, szkiełkiem iluzji w oku żądnych panowania. Wtedy rości sobie prawa, potrzebuje ideologii i władzy, wtedy chce być wyłącznie jedno. Niszczy i pożera małe, aż samo popadnie w ruinę. Zawsze się tak kończy: rośnie zadając śmierć, do czasu aż samo padnie jej ofiarą.

Gdy centrum urasta w Wielką Liczbę, naprzeciw niego stanąć może tylko to, co najmniejsze i miłosne. Ziemska pokusa i lęk przed potęgą największego sprawiają, że zamiast panować nad sobą chcemy panować nad wieloma, uciekając od siebie. W ten sposób przegrywa się bitwy z uzurpatorami wielkości. Goliat nie zostanie nigdy zwyciężony przez drugiego Goliata, tylko przez Dawida.

***

Małe centrum świata nie chce być jedno, postrzega siebie jako cząstkę współistniejącą z innymi. Ich moc jest jego mocą; nie żywi się słabością innych; dla swojego rozwoju nie potrzebuje dominować nad otoczeniem. Nie rości sobie prawa do wyłączności, wyjątkowości czy przodowania w czymkolwiek, jedynie do dialogu, współ-czucia i współ-odpowiedzialności.

Sztuką, którą szczególnie pielęgnuje się w małym centrum świata, jest przyjmowanie darów. Mówi ona o tym, że nie jesteśmy samowystarczalni, że życie jest obcowaniem ustanowionym na powinności oddawania daru. Świat zwraca się ku nam poprzez dary. Możemy ich nie przyjąć, nie oddać, albo wykorzystać je wbrew intencjom ich ofiarowania. Da nam to poczucie niezależności i panowania. Ale małe centrum świata nie jest "pępkiem świata"; jest współzależne i wolne dzięki odpowiedzialności za współistnienie. Małe centrum świata istnieje w tej mierze, w jakiej inni mogą składać w nim swoje dary.

Małe centrum świata otwiera na świat. Na cały świat. Nie przychodzi to jednak łatwo, a tym bardziej nie staje się to ponad głowami tych, którzy są najbliżej. Kosmopolita czy internauta, legitymujący się paszportami obywateli świata, mogą niespodziewanie znaleźć się w nowych gettach, zamknięci przez ideologie otwartości i upowszechniane globalnie technologie komunikacyjne. Ułatwiają one ponad-graniczne obywatelstwo i kontakt z ludźmi o podobnych upodobaniach i kompetencjach żyjących na różnych kontynentach, oddzielają nas natomiast od sąsiadów i współmieszkańców z innego kręgu kulturowego, zwłaszcza od tych, którzy nie chcą, nie potrafią lub z różnych innych względów - także materialnych - nie mogą przystąpić do naszego obywatelskiego forum albo sieci komunikowania się. Małe centrum świata otwiera na sąsiada, tego najtrudniejszego do zniesienia, bo najbardziej realnego Innego, wobec którego chce się uciekać w świat, daleko. Tymczasem tutaj "cały świat" staje się dostępny w bliźnim, z którym można się zabliźnić. Dopiero potem przychodzi reszta.

***

Małe centrum świata jest gościnne, obejmuje każdego, kto wstąpi do jego wnętrza, i wszystko, czego dosięga jego promień - każdą drobinę życia i każdy okruch czasu. Nie przyznaje obywatelstwa jednym, a wilczego biletu drugim. Nawet ci, poddani Wielkiej Liczbie i zarażeni panowaniem nad innymi, tutaj mieszkają. Wielkie centrum, tworzone przez ludzi po Wygnaniu, nawet ono jest zaledwie częścią małego centrum świata, gdzie wszystko zaczyna współistnieć, gdzie każda granica przebiega wewnątrz i nie ma żadnej, która byłaby jego granicą zewnętrzną. Ci, którzy burzą i depczą małe, również są częścią małego centrum świata. Jak również ci wykorzenieni i uciekający z domu w poczuciu wyższości i siłowej przewagi nad tym, co pragną zostawić za sobą, bo wstydzą się tego, skąd pochodzą i z kim współżyją - a więc wszyscy ci, których określilibyśmy mianem prowincjuszy - oni też tu zamieszkują.

Małe centrum świata jest prowincją zdolną wyzwolić z prowincjonalizmu. Mości się tam, gdzie powstaje nowa przestrzeń do zagospodarowania. Potrzebuje pionierów, organicznego budowania w długim trwaniu, wolności dla czynienia nowego. Tworzą go ludzie głodni podróży poza horyzont swojskości, niesforni wobec sztywnych reguł i absolutystycznych racji. Szanuje indywidualne i pojedyncze, ale indywidualistów i "wolne ptaki" prowadzi dalej, poza rubież "ja" i "moje", ku wolnemu aktowi tworzenia zakorzenionemu w życiu wspólnoty i rozwijającemu się w ciągłym z nią dialogu. Poszukiwacze prawdy i tajemnic świata, w wielkich centrach adorowani za swój geniusz, tutaj odkrywają granicę poznania i mądrości, której nie sposób pokonać samotnie, tylko we współ-byciu z innymi. Cele klasztorne, studia artystów, biblioteki filozofów, warsztaty najrozmaitszych specjalizacji, gniazda i rodzinne siedliska - każda z tych przestrzeni jest tylko przedsionkiem do kręgu wspólnoty, pośrodku którego pali się bezimienny ogień.

***

Małe centrum świata " kocha przeszłość dla przyszłości"1. Jego fundament położony jest głęboko w warstwach pamiętania, a praca nad archeologią pamięci nie ma tutaj końca. Otwarcie tej prowincji na świat nie jest wyobcowaniem ani budowaniem od zera. Na powierzchni życia istnieje tyle podziałów, ran, nierozstrzygalnych konfliktów i przeciwstawnych racji, że łatwo na tym płytkim gruncie zbudować osobne i zamknięte na siebie światy. Można próbować odciąć się od tego, zatrzeć ślady przeszłości, schować się za parawanem ignorancji i obojętności. Ale małe centrum świata nie jest przystanią dla partaczy, którzy budują na krótko i byle jak, nie bacząc na przyszłość. Tutaj po otwartość i sztukę życia razem zstępuje się w głąb pamięci i do samych trzewi miejsca, palimpsestu różnych losów i kultur. To, co było głębokim podziałem na powierzchni, w głębi odnajduje wspólny korzeń, jest splecione. Tutaj zakorzenienie jest formą odzyskiwania przyszłości.

Małe centrum świata ustanawiane jest w ciągłości tradycji. Nie można zapominać, że to żywa rzeka, a nie strzeżone zbiorniki stojącej wody. Wierność tradycji to nie upamiętnianie, lecz kontynuacja. Jeśli uświadomimy sobie, kim byli ci, którym chcemy dochować wierności, okaże się, że o ciągłości tradycji stanowi nieustanne zmienianie świata, przekraczanie granic oraz bunt przeciw zastygłym formom życia. Tajemnicą małego centrum świata jest to, że zamiast związywać ręce pionierom i innowatorom troską o zachowanie dziedzictwa albo nakazem pielęgnowania pamiątek, daje im szansę poszukiwania i tworzenia, które obejmują również przeszłość, odkrywają jej przyszłościowy potencjał, znajdują dla niej nowe formy wyrazu, a jednocześnie wyzwalają ją ze skostniałych form "uprawiania tradycji".

***

Małe centrum świata ukształca świat poprzez jego romantyzowanie. Praca organiczna i polskie tradycje pozytywistyczne są autentyczną formą romantycznego zaangażowania się w świat. Tym samym, czym jest tradycja Bildung, której wyraz nadał Novalis: Świat musi zostać zromantyzowany. W ten sposób odnajduje pierwotny sens. Romantyzowanie to jakościowe potęgowanie. (.) Nadając rzeczom pospolitym wyższy sens, zwykłym - tajemniczy wygląd, znanym - godność rzeczy nieznanych, skończonym - pozór nieskończoności - romantyzuje je 2. Małe centrum świata uzyskuje wyższy sens przez jakościowe spotęgowanie najbliższej nam otuliny życia.

Kamieniem węgielnym małego centrum świata jest niewidzialny most. W świecie po rozpadzie i z piętnem wygnania jedyne realne spoiwo dla zerwanych więzi może pochodzić z anty-materii. Wielkie centra potrzebują mostów umożliwiających im ekspansję i panowanie nad innymi. Do dyspozycji mają jedynie materialne budowle, za którymi stoi technologia, coraz bardziej odcięta od warstwy mitu skrywającej prawdę o budowaniu przejścia pomiędzy różnymi brzegami. Ponieważ w małym centrum świata wszystkie granice są wewnątrz, obejmują bardzo różnych ludzi nie wykluczając nikogo, jego tkanka życia zasadza się na nieustannym wysiłku przechodzenia na brzeg Innego. Nie jest to kwestia wyłącznie życia duchowego, także pragmatyki codzienności. Materialne złącza i drogowe przęsła ułatwiają fizyczną komunikację, ale w żaden sposób nie decydują o przechodzeniu na brzeg Innego. W tym sensie jedynie realne mosty powstają z anty-materii - niewidzialne, budujące tkankę łączną między wszystkimi okruchami życia, wciskającą się we wszystkie szczeliny istnienia, tam, gdzie żywe są pamięć i emocje, cierpienie i utrata, odmienność i brak porozumienia.

Małe centrum świata istnieje nie dzięki tym, którzy mają rację, czekając na swoim brzegu aż inni dołączą do nich, ale dzięki tym, którzy wychylają się ku Drugiemu.

Małe centrum świata tworzy się na linii Powrotu. Ocalone w tym, co najmniejsze.

*Krzysztof Czyżewski, praktyk idei, animator kultury, poeta i eseista, współtwórca Ośrodka Pogranicze - sztuk, kultur, narodów w Sejnach oraz Fundacji "Pogranicze".

Tekst wygłoszony podczas uroczystości wręczenia Nagrody im. Zygmunta Glogera. Łomża, 14 października 2016 roku.

1 Napis wyryty na grobie Zygmunta Glogera na Starych Powązkach w Warszawie, kwatera nr 52 głosi: "Kochał przeszłość dla przyszłości".

2 Novalis, Uczniowie z Sais, w przekładzie Jerzego Prokopiuka. Warszawa 1984, s. 96.


(Żródło)

19 maja, 2016

Opowiadanie dla Lem.Fm +

Wywiad dla łemkowskiego tygodnika Lem.Fm +

Na co dzień mieszka Pan w Warszawie. W jaki sposób znalazł Pan zakątek Nowica, który niektórzy nazywają końcem świata? Co urzekło Pana w tym miejscu i jak zrodził się pomysł, aby łąki, lasy, potoki stały się tłem i sceną dla kulturalno-artystycznych wydarzeń?

Do Nowicy trafiłem prawie 25 lat temu. Przyjechałem tam z przyjaciółmi na majówkę.  Od samego początku zakochałem się w tym miejscu, w magii tej doliny, w otoczeniu połonin, ale przede wszystkim w ludziach, którzy tam mieszkają, pracują, żyją. Życie tak bardzo ich doświadczyło zawieruchą dziejową i wojenną, ale mimo swoich osobistych, trudnych przeżyć  dla każdego mają otwarte serca, uśmiech, dobre słowo. W dużych miastach bardzo trudno spotkać takich „ludzi-serca”.

Artystyczne tradycje Nowicy sięgają okresu międzywojennego. Urodził się tutaj wybitny ukraiński poeta - na wskroś przesiąknięty duchem Łemkowszczyzny – Bohdan Ihor Antonycz – nazywany przez niektórych pierwszym „ poetą ekologicznym”.

Nowica została ponownie artystycznie odkryta – jeśli można użyć takiego stwierdzenia – przez Włodzimierza Staniewskiego, który na początku lat 80-tych wraz z grupą przyjaciół z Teatru Gardzienice przemierzał rubieże Polski wschodniej i południowej w poszukiwaniu miejsc, które zachowały swoją kulturowość – nietknięte i nie skażone cywilizacją – czerpiąc z nich inspirację. W tej grupie było bardzo wielu dziś wybitnych i ważnych dla kultury polskiej ludzi m.in.  Krzysztof Czyżewski – założyciel Ośrodka Kultur Sztuk i Narodów Pogranicze w Sejnach, Tomasz Rodowicz i Dorota Porowska ze Stowarzyszenia Teatralnego Chorea, Waldemar Czechowski – filmowiec dokumentalista i Jadwiga Rodowicz. Szczególne miejsce w Nowicy mają Wacław i Ermudte Sobaszek z Teatru Węgajty, którzy przyjeżdżają tu od wielu, wielu lat ze swoimi Allelujkami.

A cała przygoda ze Spotkaniami Teatralnymi Innowica zrodziła się w sposób spontaniczny. W łemkowskiej chyży pod numerem 9 żył jeden z ostatnich wiejskich muzykantów – Jan Szymczyk. Jego marzeniem było by po jego śmierci w tym domu zawsze tętniła muzyka, by był on domem spotkań artystów. I tak też się stało. Te tradycję kontynuują po dziś dzień muzycy grupy Nowica 9, którzy wcześniej nazywali się Zabrzańska Orkiestra Rockowa z Nowicy. Oni organizowali tu niszowe Spotkania Artystów, na  które przyjeżdżali ludzie by spotkać się tworząc wolną i nieskrępowaną atmosferę twórczej pracy. Jednak przemiany społeczne i gospodarcze w kraju spowodowały, że i oni musieli utrzymać swoje rodziny i przyjeżdżali coraz rzadziej. W 2007 roku będąc na wakacjach w Nowicy uczestniczyłem w Festiwalu Mniejszości Etnicznych, który zorganizował łemkowski zespół Pod Kyczerą. Zainspirowany tym wydarzeniem, duchem Spotkań Artystów w Nowicy 9, tradycjami Gardzienic i Węgajt, swoim życiem zawodowym w Teatrze Narodowym – pomyślałem - czemu nie spróbować  wskrzesić ponownie tego ducha? W Nowicy istniało Stowarzyszenie Przyjaciół Nowicy, skupiające grupę pasjonatów tej wsi, które powstało w celu ratowania szkoły podstawowej w Nowicy. Po powrocie do Warszawy zadzwoniłem do kolegów opowiadając o tym pomyśle. Usłyszałem – „oczywiście, wchodzimy w to”. Napisałem do kilku zespołów teatralnych, które odpowiedziały pozytywnie na zaproszenie. No i zaczęło się ...

Nowica jest miejscem, gdzie mam wrażenie ludzie chowają się przed cywilizacją, uciekają od dóbr doczesnych, mówią NIE dla tego co współczesne. Jak Pan myśli, co ma w sobie to miejsce, że zrzesza tam gdzie pozornie nic już nie może się wydarzyć osoby, które swoimi barwnymi osobowościami były by w stanie obdzielić tysiące miejsc i ludzi?

To bardzo ciekawe pytanie. Wspomniałem o tym trochę wcześniej. Spotkałem się z takim stwierdzeniem dotyczącym festiwalu, ale chyba też dobrze określającym Nowicę - to miejsce, które jest poza pozą. Tutaj nikt nikogo nie udaje – jest taki jaki jest na prawdę. Każda nieszczerość wychodzi od razu. Wszyscy podchodzą do siebie z sercem na dłoni. Taka atmosfera przyciąga ludzi do siebie i zbliża. Do Nowicy przyjeżdżają wrażliwcy, osobowości twórcze – uciekające przed kłamstwem, nieszczerością, spragnione autentycznego spotkania z drugim człowiekiem. Duże ośrodki nie sprzyjają takim postawom – zawsze jest coś do ukrycia, do zakombinowania, do zafałszowania.

Kim są artyści, którzy przyjmują zaproszenia na Innowicę, lub którzy sami wyrażają chęć wystąpienia w tych niecodziennych okolicznościach scenicznych?

Staramy się zapraszać artystów, którzy znali Nowicę wcześniej i tych, których twórczość widzimy oczami wyobraźni w kontekście Innowicy. Nie chcemy prezentować sztuki jarmarcznej, hałaśliwej, komercyjnej. Chcemy pokazywać wydarzenia, które mówią o czymś ważnym, przekazują uniwersalne wartości, niejednoznaczne - pozostawiają w głowach widzów pytania, refleksje. Takich artystów poszukujemy w czasie, w którym układamy program kolejnych edycji. Dobra fama festiwalu roznosi się po kraju i zagranicą pocztą pantoflową i bardzo często to sami artyści wychodzą do nas z inicjatywą.

Dla jakiego odbiorcy jest ten festiwal?

Program festiwalu układany jest w taki sposób żeby każdy znalazł w nim coś dla siebie – począwszy od najmłodszych widzów po seniorów. W tym miejscu muszę wspomnieć o fenomenalnym zjawisku jakim jest reakcja najmłodszych na bardzo poważne przedstawienia, w których uczestniczą rodzice. Mimo, iż czasem nie rozumieją treści to odbierają je bardzo intuicyjnie – czasem spontaniczniej niż rodzice.

Jakie znaczenie dla festiwalu ma przenikająca się, w sposób szczególny w tym miejscu, kultura polska z łemkowską? Czy staracie się Państwo w wyjątkowy sposób oddać jej cześć i zaznaczyć jej obecność?

Ten element jest dla nas bardzo istotny. Mieszkańców Nowicy, Łemkowszczyznę traktujemy bardzo poważnie – zawsze z poszanowaniem lokalnej kultury. To są nasi Gospodarze, którym należy się szacunek i honory. Nie zawsze na każdym festiwalu jest akcent Łemkowski, ale nie wynika to z ignorancji, a bardziej z niewiedzy i  braku dostatecznej informacji o działalności kulturalnej w środowiskach Łemkowskich. Pracując na co dzień w mieście nie dochodzą do nas informacje o ciekawych zespołach grających np. tradycyjną muzykę łemkowską. Z pełnym chapeau bas - nie jest filozofią zaproszenie zespołu LemOn, którego płyty można kupić w każdym sklepie, obejrzeć w telewizji czy znaleźć w internecie. Nas interesuje prezentacja kultury Łemkowskiej w jej wymiarze tradycyjnym, najbardziej autentycznym.  Naszymi gośćmi byli m.in. rewelacyjny zespół Micne Ziła, gościliśmy narodowy teatr ze Słowacji Divadlo Alexandra Duchnovica, który jest chyba jedynym na świecie zespołem grającym w języku rusińskim, prezentowaliśmy spektakl muzyczno-literacki „Antonycz w domu”, w ubiegłym roku naszym gościem był młody pisarz słowacki Maros Krajniak, który w swoich utworach porusza się po rusińskim świecie. Mamy nadzieję, że ten krótki wywiad przyczyni się w jakimś stopniu aby napisać do nas (adres mailowy jest na oficjalnej stronie festiwalu www.innowica.pl ) i poinformować o ciekawych zjawiskach w kulturze Łemkowskiej, a my w miarę możliwości będziemy starali się je sukcesywnie prezentować w czasie festiwalu.

Czym różnią się od siebie poszczególne festiwale? Czy atmosfera, specyfika, treść zmieniały się na przestrzeni lat?

Staramy się by zachować ciągłość repertuarową. Na przestrzeni lat festiwal wyrobił sobie wierną publiczność, której z roku na rok przybywa, i jak na nią przystało są to ludzie, którzy w tym czasie przebywając w Nowicy, starają się nie zakłócać spokoju stałym mieszkańcom i ich normalnego trybu życia. Festiwal wciąż pozostaje wolnym festiwalem – wstęp na wszystkie wydarzenia jest bezpłatny – choć mam wrażenie, że czasem odbywa się to ze szkodą dla odbioru sztuki.

Czym dla Pana osobiście jest Innowica?

Odpowiem żartobliwie. Innowica to moje dziecko. Bywa bardzo nieznośne, z czasem wymaga coraz więcej nakładów finansowych i uwagi. Potrafi wycisnąć łzy, jest przyczyną przygnębienia, złości, ale kocham je bardzo.

Jakie miejsce w wielkim świecie zajmuje Innowica? Czy np. Warszawa zna Innowicę?

W środowisku artystów o Nowicy słyszało bardzo wiele osób. Zdarza się, że dzwoniąc do któregoś zespołu teatralnego czy artysty słyszę słowa: „Cześć, jak miło – czekałem na Wasz telefon i zaproszenie”. Staraliśmy się nie nagłaśniać medialnie festiwalu obawiając się, by nie spowodować najazdu na tę magiczną wieś. Doszliśmy w tym roku z kolegami do wniosku, że odrobina reklamy nie zaszkodzi, bo podróż w te regiony wymaga wielu wyrzeczeń - nie ma też odpowiedniej infrastruktury, żeby przyjąć większą liczbę osób, dlatego potop nam nie grozi. W kwietniu, w warszawskim klubie Fugazi odbył się benefitowy koncert na rzecz festiwalu, w którym charytatywnie zagrało wiele zespołów z kręgu kultury alternatywnej.

Czego możemy się spodziewać w tym roku? W jaki sposób zachęcił by Pan naszych czytelników do wzięcia udziału w imprezie i przede wszystkim czy Łemkowie poczują łemkowskiego ducha  na tegorocznej imprezie?

Z uwagi na ograniczone możliwości finansowe program tegorocznej edycji jest skromniejszy, ale nie znaczy to, że jest mniej ciekawy. Będziemy mogli obejrzeć artystów, którzy byli już gośćmi Innowicy i którzy czują jej atmosferę m.in. Teatr Biuro Podróży, Teatr Klinika Lalek, Teatr Cinema. W tym roku nie będzie może spektakularnego elementu Łemkowskiego, ale też nie zapominamy o nich – będziemy gościć Antoniego Kroha – wybitnego pisarza z kręgu kultury karpackiej, autora „Sklepu potrzeb kulturalnych”, „Łemkowszczyzny” wydanej przez wydawnictwo Bosz. Przedstawi on fragmenty swojej najnowszej książki poświęconej Łemkom.

Z Piotrem Bussoldem rozmawiała Monika Tylawska.